Rosyjska marynarka ćwiczy na Bałtyku. Sygnał siły czy rutynowe manewry?

Fot. FOI.

Rosyjska Flota Bałtycka przeprowadziła manewry z udziałem około 1000 żołnierzy i niemal 100 jednostek sprzętu, testując nowe taktyki obrony przed dronami i podwodnymi sabotażystami. Pod dowództwem admirała Aleksandra Mojsiejewa ćwiczenia miały pokazać gotowość do zwalczania „nowoczesnych zagrożeń hybrydowych”.

W sierpniu 2025 roku wody Bałtyku znów stały się sceną dla rosyjskiej marynarki wojennej. Flota Bałtycka, pod dowództwem admirała Aleksandra Mojsiejewa, przeprowadziła szeroko zakrojone ćwiczenia, które obejmowały zwalczanie dronów morskich i powietrznych, obronę przed podwodnymi sabotażystami oraz przygotowanie infrastruktury do szybkiego reagowania na ataki. Z udziałem około 1000 żołnierzy i niemal 100 jednostek sprzętu, w tym okrętów, dronów i systemów walki elektronicznej, manewry te miały pokazać, że Rosja jest gotowa na współczesne wyzwania militarne.

Bałtyk od lat jest areną strategicznej rywalizacji. Dla Rosji to kluczowy akwen, umożliwiający projekcję siły wobec NATO i państw nordyckich. Włączenie Finlandii i Szwecji do Sojuszu w 2024 roku, a także rosnąca aktywność morska Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, sprawiły, że Rosja zintensyfikowała swoje działania w regionie. Manewry z sierpnia 2025 roku, skupiające się na nowych zagrożeniach, takich jak drony i sabotaż podwodny, są bezpośrednią reakcją na doświadczenia z wojny na Ukrainie, gdzie ukraińskie drony morskie zadały Flocie Czarnomorskiej poważne straty. W tym kontekście ćwiczenia te mają nie tylko wymiar militarny, ale także polityczny i propagandowy, wysyłając sygnał zarówno do społeczeństwa rosyjskiego, jak i do Zachodu: Rosja nie zamierza oddać kontroli nad Bałtykiem.

Zakres ćwiczeń

Ćwiczenia rosyjskiej Floty Bałtyckiej, przeprowadzone w sierpniu 2025 roku, były jednymi z bardziej zaawansowanych w ostatnich latach. Zaangażowano w nie około 1000 żołnierzy oraz blisko 100 jednostek sprzętu, w tym okręty, pojazdy, systemy specjalistyczne i drony. Manewrami dowodził admirał Aleksander Mojsiejew, głównodowodzący rosyjskiej marynarki wojennej, co podkreśla wagę tych działań. Jak poinformowało rosyjskie Ministerstwo Obrony, ćwiczenia obejmowały różnorodne scenariusze, od obrony infrastruktury po zwalczanie pozorowanego wroga, co jest typowym elementem rosyjskiej narracji militarnej.

Wśród kluczowych elementów manewrów znalazły się symulacje ataków dronów morskich i powietrznych, testy systemów walki elektronicznej (WRE) oraz szybkie przygotowanie sprzętu lotniczego do odpierania ataków. Rosyjskie jednostki ćwiczyły również wykrywanie i neutralizację podwodnych grup sabotażowych, wykorzystując w tym celu drony FPV (First Person View) do niszczenia bezzałogowych łodzi wroga. Te elementy wskazują na adaptację rosyjskiej marynarki do nowych form wojny asymetrycznej, które zyskały na znaczeniu w kontekście konfliktu na Ukrainie.

Cele oficjalne

Rosyjskie Ministerstwo Obrony ogłosiło, że głównym celem manewrów było „zniszczenie pozorowanego wroga” – sformułowanie, które od lat stanowi podstawę narracji propagandowej Kremla. Jednak szczegółowy program ćwiczeń ujawnia bardziej konkretne priorytety. Flota Bałtycka skupiła się na obronie przed nowoczesnymi zagrożeniami hybrydowymi, w tym atakami dronów morskich i powietrznych. Jednostki testowały systemy walki elektronicznej, które miały neutralizować drony, a także ćwiczyły szybkie przywracanie sprawności infrastruktury lotniczej po symulowanych atakach.

Szczególną uwagę poświęcono zwalczaniu podwodnych sabotażystów. Rosyjskie oddziały nurków-komandosów trenowały wykrywanie i zatrzymywanie grup dywersyjnych, co jest odpowiedzią na rosnące obawy o bezpieczeństwo infrastruktury podwodnej, takiej jak kable telekomunikacyjne czy gazociągi. Wykorzystanie dronów FPV do niszczenia bezzałogowych łodzi wroga wskazuje na adaptację do nowych technologii, które okazały się skuteczne w wojnie na Morzu Czarnym. Te działania pokazują, że Rosja wyciąga wnioski z ukraińskich sukcesów w użyciu dronów morskich i stara się przygotować na podobne zagrożenia na Bałtyku.

Bałtyk od dawna jest przestrzenią konfrontacyjną, w której Rosja i NATO prowadzą swoistą wojnę nerwów. Dla Moskwy jest to kluczowy akwen militarny, umożliwiający kontrolę nad dostępem do Morza Północnego i projekcję siły wobec państw nordyckich oraz członków Sojuszu, takich jak Polska, Litwa, Łotwa i Estonia. Włączenie Finlandii i Szwecji do NATO w 2024 roku dodatkowo zaostrzyło napięcia, zmieniając Bałtyk w region niemal całkowicie otoczony przez państwa Sojuszu, co niektórzy analitycy określają mianem „jeziora NATO”. W odpowiedzi Rosja zintensyfikowała swoje manewry, starając się pokazać, że pozostaje dominującą siłą w regionie.

Rosyjskie manewry są także odpowiedzią na wzmożoną aktywność NATO w regionie. W czerwcu 2025 roku Sojusz przeprowadził ćwiczenia BALTOPS, w których udział wzięło 16 państw, 40 okrętów i 25 samolotów. Te manewry, obejmujące scenariusze takie jak zwalczanie okrętów podwodnych czy obrona przed atakami hybrydowymi, były wyraźnym sygnałem dla Moskwy. Rosyjskie ćwiczenia, przeprowadzone zaledwie dwa miesiące później, można zatem postrzegać jako próbę zrównoważenia sił i pokazania, że Flota Bałtycka pozostaje gotowa do działania w obliczu rosnącej obecności NATO.

Przekaz propagandowy

Rosyjskie manewry na Bałtyku mają wyraźny wymiar propagandowy, skierowany zarówno do społeczeństwa rosyjskiego, jak i do międzynarodowej opinii publicznej. Moskwa komunikuje, że Flota Bałtycka jest w pełni przygotowana na „nowoczesne zagrożenia hybrydowe”, takie jak ataki dronów czy sabotaż podwodny. Podkreślając skuteczność swoich systemów walki elektronicznej i dronów FPV, Rosja chce pokazać, że jej marynarka jest zdolna nie tylko do obrony, ale także do działań ofensywnych, co symbolizuje sformułowanie o „niszczeniu pozorowanego wroga”.

Na poziomie wewnętrznym przekaz ten ma na celu wzmocnienie morale społeczeństwa i armii. Pokazując, że Flota Bałtycka uczy się na doświadczeniach wojny w Ukrainie, Kreml buduje narrację o nowoczesnej, elastycznej armii, zdolnej do adaptacji do nowych wyzwań. Zewnętrznie manewry są ostrzeżeniem dla NATO i państw regionu: Rosja nie zamierza oddać kontroli nad Bałtykiem, mimo rosnącej przewagi Sojuszu w regionie. Demonstracja siły, w tym obecność admirała Mojsiejewa na miejscu ćwiczeń, ma podkreślać determinację Moskwy w utrzymaniu swojej pozycji militarnej.

Implikacje dla regionu

Dla Polski i państw bałtyckich rosyjskie manewry są odbierane jako element presji i demonstracji siły. W regionie, gdzie każdy ruch wojskowy jest bacznie obserwowany, ćwiczenia Floty Bałtyckiej budzą niepokój, szczególnie w kontekście incydentów takich jak uszkodzenie kabla Estlink-2 w grudniu 2024 roku, w które zaangażowany był rosyjski tankowiec z tzw. floty cieni. Polska, z jej strategicznymi interesami na Bałtyku – w tym gazociągiem Baltic Pipe i planowanymi farmami wiatrowymi – jest szczególnie wrażliwa na tego typu działania. W maju 2025 roku polska marynarka wojenna musiała interweniować, gdy rosyjski tankowiec wykonywał podejrzane manewry w pobliżu kabla energetycznego łączącego Polskę ze Szwecją, co pokazuje realność zagrożeń hybrydowych.

NATO, w odpowiedzi na rosyjskie manewry, może zwiększyć swoją obecność w regionie. Ćwiczenia takie jak Baltic Sentry, uruchomione w styczniu 2025 roku, pokazują, że Sojusz traktuje Bałtyk jako kluczowy obszar strategiczny. Włączenie Finlandii i Szwecji do NATO oraz ich zaawansowane zdolności morskie, w tym szwedzkie okręty podwodne klasy A26, wzmacniają pozycję Sojuszu, ale jednocześnie zwiększają ryzyko eskalacji. Bałtyk, jako „zamknięte morze” o ograniczonej przestrzeni, jest szczególnie podatny na incydenty, takie jak kolizje czy naruszenia przestrzeni morskiej, które mogą prowadzić do niekontrolowanej eskalacji.

Źródło: Reuters / PAP