Hiszpania stoi przed energetycznym dylematem, który obnaża napięcia w rządzie Pedro Sáncheza. Plan zamknięcia elektrowni jądrowych do 2035 roku, forsowany przez lewicową koalicję Sumar, budzi coraz większe kontrowersje w obliczu ryzyka blackoutów i rosnącej zależności od amerykańskiego gazu LNG.
Hiszpania, kraj kojarzony z dynamicznym rozwojem odnawialnych źródeł energii (OZE), znalazła się w centrum burzliwej debaty o przyszłości swojego systemu energetycznego. Rząd Pedro Sáncheza, oparty na kruchej koalicji socjalistycznej PSOE i lewicowego bloku Sumar, zmaga się z pytaniem: czy kontynuować plan wygaszania elektrowni jądrowych, czy też zrewidować go w obliczu realnych zagrożeń blackoutami i rosnącej zależności od importu gazu? Kwiecień 2025 roku, gdy masowy blackout sparaliżował Półwysep Iberyjski, ujawnił kruchość systemu opartego w dużej mierze na niestabilnych źródłach odnawialnych.
Atom w ogniu koalicyjnych napięć
Doniesienia dziennika „El País” z 31 lipca 2025 roku wywołały burzę w hiszpańskiej polityce. Z korespondencji minister ds. transformacji ekologicznej Sary Aagesen z gigantami energetycznymi, takimi jak Iberdrola i Endesa, wynika, że rząd rozważa przedłużenie pracy elektrowni jądrowych, mimo wcześniejszych deklaracji o ich zamknięciu do 2035 roku. To reakcja na kwietniowy blackout, który zatrzymał transport publiczny, komunikację i infrastrukturę w całej Hiszpanii, ujawniając słabości systemu energetycznego.
Jednak lewicowy blok Sumar, kluczowy koalicjant Sáncheza, stanowczo odrzuca tę propozycję. Liderka ugrupowania, Yolanda Díaz, nazwała rozmowy o utrzymaniu elektrowni jądrowych „sprzecznymi z planem transformacji klimatycznej” i podkreśliła, że decyzja o zamknięciu reaktorów jest „nienaruszalna”. Sumar postrzega energetykę jądrową jako relikt przeszłości, niezgodny z wizją w pełni odnawialnego systemu. Ten ideologiczny upór budzi pytania o to, czy koalicja jest gotowa ryzykować stabilność energetyczną kraju dla realizacji politycznych haseł.
Dzwonek alarmowy dla Hiszpanii
Kwiecień 2025 roku zapisze się w historii Hiszpanii jako moment największego blackoutu w dziejach kraju. 28 kwietnia sieć energetyczna straciła w ciągu pięciu sekund 15 gigawatów mocy, czyli 60% krajowego zapotrzebowania, paraliżując Madryt, Barcelonę, Lizbonę i inne miasta. Metro stanęło, sygnalizacja świetlna zgasła, a szpitale musiały przejść na zasilanie awaryjne. Pięć elektrowni jądrowych wstrzymało pracę w ramach procedur bezpieczeństwa, co pogłębiło kryzys, pozbawiając system stabilnego źródła energii.
Raport rządu z czerwca 2025 roku wskazuje, że przyczyną blackoutu była seria oscylacji napięcia w sieci przesyłowej, wynikająca z niewystarczającej kontroli operatora Red Eléctrica de España (REE). Eksperci zwracają uwagę na niską bezwładność systemu zdominowanego przez OZE, które nie zapewniają stabilizacji częstotliwości, w przeciwieństwie do elektrowni jądrowych czy gazowych. Choć premier Sánchez odrzucił tezy o winie OZE, wskazując na „konkatenację anomalii technicznych”, blackout stał się sygnałem ostrzegawczym dla kraju.
Widmo nowego uzależnienia
Hiszpania, która w 2025 roku czerpie ponad 50% energii z OZE, stoi przed paradoksem: im bardziej odchodzi od atomu, tym bardziej uzależnia się od importowanego gazu LNG, głównie z USA. W czerwcu 2025 roku „El Mundo” informowało o gwałtownym wzroście importu amerykańskiego gazu, który wypełnia luki w bilansie energetycznym, zwłaszcza w godzinach wieczornych, gdy fotowoltaika przestaje działać.
Taka zależność budzi obawy o powtórkę scenariusza z czasów uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu. Zwłaszcza że polityka Donalda Trumpa, promująca eksport LNG przy jednoczesnym wprowadzaniu taryf na europejskie towary, stawia Hiszpanię w trudnej pozycji geopolitycznej. Jak zauważył komentator „El Mundo”, rezygnacja z elektrowni jądrowych może prowadzić do sytuacji, w której Hiszpania stanie się „energetycznym wasalem USA”.
Demon przeszłości czy filar stabilności?
Hiszpańskie elektrownie jądrowe, mimo planowanego wygaszania, pozostają kluczowym elementem systemu energetycznego. Siedem reaktorów w pięciu elektrowniach dostarcza około 20% energii elektrycznej, zapewniając stabilność, której OZE nie są w stanie zagwarantować. W przeciwieństwie do paneli słonecznych czy wiatraków, reaktory jądrowe działają niezależnie od pogody i zapewniają stałą moc, kluczową w sytuacjach kryzysowych.
Krytycy planu zamknięcia, w tym branżowa organizacja Foro Nuclear, szacują, że utrzymanie reaktorów wymagałoby inwestycji rzędu 4 miliardów euro w ciągu 20 lat, co jest ułamkiem kosztów budowy nowych elektrowni gazowych czy magazynów energii.
Jednak Sumar i część PSOE postrzegają atom jako „brudny” i sprzeczny z wizją dekarbonizacji, ignorując fakt, że energetyka jądrowa jest niemal bezemisyjna. Kraje takie jak Francja czy Korea Południowa inwestują w nowe reaktory, widząc w nich filar zielonej transformacji.
Polityczna niestabilność
Spór o elektrownie jądrowe to nie tylko kwestia energetyki, ale i politycznej stabilności rządu Sáncheza. Koalicja PSOE-Sumar, pozbawiona większości w Kortezach, opiera się na kruchym poparciu partii regionalnych, w tym katalońskich i baskijskich separatystów. Doniesienia o możliwych negocjacjach w sprawie przedłużenia pracy elektrowni w Katalonii, przy jednoczesnym odrzuceniu podobnych wniosków dla elektrowni Almaraz w Estremadurze, wywołały falę oburzenia.
Opozycyjna Partia Ludowa (PP) i Vox wykorzystują sytuację, oskarżając rząd o niekompetencję i brak strategii energetycznej. Lider PP, Alberto Núñez Feijóo, nazwał blackout „ dowodem, że rząd Sáncheza nie radzi sobie z zarządzaniem krajem”. Sondaże wskazują, że koalicja PP-Vox (47% poparcia) może przejąć władzę w wyborach w 2027 roku, jeśli rząd upadnie wcześniej z powodu wewnętrznych konfliktów.
Źródło: PAP