Węgiel staje się symbolem przeszłości. Ambitne cele Zielonego Ładu i pakietu Fit for 55, wspierane rosnącymi kosztami emisji CO₂, stawiają górnictwo przed widmem końca – czy 2035 rok będzie cezurą dla „czarnego złota”?
Unia Europejska, z jej flagowym Zielonym Ładem, wyznaczyła ambitne cele klimatyczne: redukcja emisji gazów cieplarnianych o 55% do 2030 roku (w ramach pakietu Fit for 55) i osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Rok 2035 staje się symboliczną cezurą dla węgla z kilku powodów. Po pierwsze, unijna dyrektywa zakazująca rejestracji nowych samochodów spalinowych od 2035 roku ograniczy popyt na paliwa kopalne. Po drugie, zaostrzenie regulacji dla elektrowni węglowych, w tym unijny system handlu emisjami (ETS), czyni węgiel coraz mniej opłacalnym. Po trzecie, wprowadzenie ETS 2 od 2027 roku nałoży dodatkowe koszty na ogrzewanie węglem w gospodarstwach domowych, przyspieszając odchodzenie od tego surowca.
Te mechanizmy wpisują się w szerszą strategię dekarbonizacji, której celem jest transformacja energetyczna Europy. W tle pozostaje pytanie: czy 2035 rok to realna granica dla końca górnictwa węglowego, czy jedynie kolejny etap w długim procesie wygaszania? Polska, z jej zależnością od węgla (około 60% energii elektrycznej w 2023 roku), stoi przed szczególnie trudnym wyzwaniem. Podczas gdy inne kraje, jak Niemcy, planują zamknięcie kopalń do 2030 roku, Polska w „Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku” (PEP2040) zakłada wygaszanie kopalń dopiero do 2049 roku, co budzi wątpliwości co do zgodności z unijnymi celami.
Gdzie wciąż fedruje się węgiel w Europie?
W 2023 roku węgiel kamienny i brunatny nadal odgrywają istotną rolę w miksie energetycznym kilku krajów UE, choć ich znaczenie maleje. Według Eurostatu, zużycie węgla kamiennego w UE spadło o 42% w latach 2018–2023, osiągając 128 mln ton, a węgla brunatnego o 40%. Liderami w zużyciu pozostają: Niemcy (46% zużycia węgla brunatnego w UE), Polska (18%), Czechy (13%), Bułgaria (9%) i Rumunia (7%). Polska jest jedynym krajem UE, który wciąż produkuje znaczne ilości węgla kamiennego (97% unijnej produkcji w 2023 roku, czyli 48 mln ton), choć i tu produkcja spadła o 39% w porównaniu z 2012 rokiem. Czechy, drugi producent, odpowiadają za zaledwie 3% (1,4 mln ton).
W Polsce działa jeszcze około 20 kopalń węgla kamiennego, zatrudniających blisko 75 tys. osób (stan na 2023 rok), głównie na Śląsku. W regionie Bełchatowa i Turowa dominuje węgiel brunatny, a kopalnie takie jak Elektrownia Bełchatów odpowiadają za znaczną część emisji CO₂. Niemcy planują zamknięcie wszystkich kopalń do 2030 roku, Czechy do 2026 roku zakończą wydobycie węgla kamiennego, a Rumunia i Bułgaria stopniowo ograniczają działalność górniczą.
Polska, mimo deklaracji, pozostaje w tyle, co rodzi napięcia z unijną polityką klimatyczną. Kontrast między szybką dekarbonizacją w krajach takich jak Austria czy Szwecja, które wyeliminowały węgiel z miksu energetycznego, a polskim oporem wobec zmian podkreśla wyzwania przed regionami górniczymi.
Jak UE naciska na węgiel
Unia Europejska stosuje szereg narzędzi, by przyspieszyć odchodzenie od węgla. Najważniejszym jest system handlu emisjami (ETS), który podnosi koszty emisji CO₂, czyniąc węgiel nieopłacalnym. W 2023 roku ceny uprawnień do emisji CO₂ oscylowały wokół 80–100 euro za tonę, a prognozy wskazują na dalszy wzrost, co szczególnie dotyka polskie elektrownie węglowe i gospodarstwa domowe korzystające z węgla. ETS 2, wprowadzany od 2027 roku, obejmie budynki i transport, zwiększając koszty ogrzewania węglem, co może przyspieszyć eliminację tego surowca z sektora mieszkaniowego do 2040 roku.
Unijna taksonomia, określająca, które inwestycje są „zrównoważone”, wyklucza węgiel z finansowania, czyniąc go „trupem inwestycyjnym”. Banki i fundusze coraz rzadziej wspierają projekty związane z paliwami kopalnymi, kierując kapitał na odnawialne źródła energii (OZE). Fundusz na rzecz Sprawiedliwej Transformacji (FST), z budżetem 19,3 mld euro, oferuje wsparcie dla regionów górniczych, ale jest warunkowany jasnymi planami odejścia od węgla, czego Polska wciąż nie przedstawiła w pełni dla regionów takich jak Turoszów czy Bełchatów.
Presja prawna ze strony Trybunału Sprawiedliwości UE, który nakłada sankcje za niezgodność z celami klimatycznymi, oraz społeczna, napędzana przez ruchy klimatyczne, takie jak Europe Beyond Coal, dodatkowo utrudniają utrzymanie status quo. Dwanaście krajów UE zadeklarowało daty odejścia od węgla, co stawia Polskę w trudnej pozycji w negocjacjach z Brukselą. Brak harmonogramu dla węgla brunatnego i opóźnienia w planach transformacyjnych mogą wykluczyć niektóre polskie regiony z unijnego finansowania.
Argumenty za i przeciw szybkiemu odejściu od węgla
- Za szybkim odejściem od węgla:
- Koszty środowiskowe i zdrowotne: Spalanie węgla odpowiada za smog, powodujący w Polsce 46 tys. przedwczesnych zgonów rocznie. Emisje CO₂ i metanu pogłębiają kryzys klimatyczny, a zamknięte kopalnie nadal emitują metan, co wymaga lepszego monitoringu.
- Ekonomia: Wzrost cen uprawnień do emisji CO₂ i spadek cen OZE sprawiają, że węgiel staje się nieopłacalny. W 2023 roku koszt produkcji energii z węgla był o 30% wyższy niż z wiatru czy słońca.
- Inwestycje w OZE: Farmy wiatrowe i słoneczne są szybsze i tańsze w budowie. Polska mogłaby osiągnąć 50 GW mocy z OZE do 2030 roku, pokrywając ponad 50% zapotrzebowania na energię.
- Przeciw szybkiemu odejściu:
- Utrata miejsc pracy: W polskim górnictwie pracuje 75 tys. osób, a zamknięcie kopalń może zniszczyć lokalne społeczności, szczególnie na Śląsku i w Bełchatowie. Brak alternatywnych miejsc pracy pogłębia ryzyko wykluczenia.
- Ryzyko blackoutów: Polska infrastruktura OZE i gazowa nie jest gotowa na szybkie zastąpienie węgla, co grozi przerwami w dostawach energii, zwłaszcza w okresach szczytowego zapotrzebowania.
- Brak gotowej infrastruktury: Modernizacja sieci elektroenergetycznych wymaga miliardów złotych, a projekty takie jak morskie farmy wiatrowe (planowane 11 GW do 2024 roku) są opóźnione.
Co po węglu? Krajobraz po bitwie
Zamknięcie kopalń nie oznacza końca regionów górniczych, ale wymaga nowego podejścia do ich rozwoju. McKinsey szacuje, że dekarbonizacja może stworzyć w Polsce 250–300 tys. nowych miejsc pracy do 2050 roku, głównie w sektorach OZE, elektromobilności, produkcji pomp ciepła i technologii wychwytywania CO₂. Na przykład morskie farmy wiatrowe na Bałtyku mogą generować tysiące miejsc pracy w logistyce i budownictwie.
Regiony takie jak Śląsk i Wałbrzych mają szansę na nowe inwestycje: centra danych w dawnych kopalniach, farmy fotowoltaiczne na hałdach czy rozwój turystyki industrialnej, jak w przypadku Muzeum Śląskiego w Katowicach. Fundusz na rzecz Sprawiedliwej Transformacji wspiera takie projekty, ale ich sukces zależy od skutecznego przekwalifikowania pracowników. Programy takie jak Fundusz Górnośląski, oferujące do 10 tys. zł na studia podyplomowe, są krokiem w dobrym kierunku, ale skala działań pozostaje niewystarczająca.
Kluczowym wyzwaniem jest zachowanie tożsamości regionów górniczych. Górnictwo od pokoleń kształtowało kulturę Śląska, a jego zniknięcie może prowadzić do utraty „robotniczej duszy” miast takich jak Bytom czy Rybnik. Bez inwestycji w edukację, infrastrukturę i lokalne MŚP transformacja może zakończyć się wykluczeniem społecznym zamiast nowym otwarciem.