Prezydenckie weto na wiatraki to zła wiadomość dla rozwoju Polski

Fot. Unsplash.

– To zła wiadomość dla rozwoju polskiej gospodarki. Potrzebujemy szybkich inwestycji w bezpieczeństwo energetyczne oraz przystępną cenowo energię dla przemysłu. Ustawa, którą zawetował prezydent zwiększała decyzyjność gmin w kwestii lokalizacji wiatraków, usprawniała procedury i upraszczała system korzyści dla okolicznych mieszkańców – skomentował Michał Smoleń,  kierownik programu Energia i Klimat w Fundacji Instrat.

Na początku sierpnia 2025 roku prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę o ułatwieniach dla lądowej energetyki wiatrowej, która miała otworzyć drzwi dla nowych inwestycji w odnawialne źródła energii (OZE). Dokument, przygotowany przez koalicję rządzącą pod wodzą Platformy Obywatelskiej, zakładał większe uprawnienia dla gmin w decyzjach o lokalizacji farm wiatrowych, uproszczenie skomplikowanych procedur administracyjnych oraz wprowadzenie przejrzystego systemu korzyści dla lokalnych społeczności, takich jak niższe rachunki za prąd czy fundusze na rozwój infrastruktury. Weto prezydenta, uzasadnione obawami o „brak wystarczających konsultacji społecznych”, wywołało falę krytyki wśród inwestorów, ekologów i ekspertów energetycznych.

Decyzja ta była jak zimny prysznic dla sektora, który od lat zmaga się z biurokratycznymi barierami i politycznymi zawirowaniami. Konsekwencje weta są poważne: opóźnienia w budowie nowych farm wiatrowych mogą zwiększyć koszty energii dla przemysłu, osłabić konkurencyjność polskiej gospodarki i utrudnić realizację unijnych celów klimatycznych, które wymagają redukcji emisji gazów cieplarnianych o 55 procent do 2030 roku.

Rozwój wiatru na lądzie w Polsce trwa. Energetyka wiatrowa odgrywa kluczową rolę w scenariuszu transformacji energetycznej promowanym przez obecny rząd, ale była także uwzględniona w planach rządów PiS, szczególnie od czasu kryzysu energetycznego. Zliberalizowane przez prawicę w 2023 r. reguły odległościowe (700 metrów od budynków) dopuszczają według naszych analiz lokowanie wiatraków na ok. 3-4% powierzchni kraju. Rząd powinien się teraz skupić na działaniach, które usprawnią i przyspieszą budowę wiatraków (obecnie przez formalności proces trwa 5-7 lat). Potrzebujemy też narracyjnej kontrofensywy: niestety w wielu gminach na decyzje o zgodzie na wiatraki mocno wpływają mity czy dezinformacja. Mam nadzieję, że również prezydent i opozycja wykażą się tu elementarną odpowiedzialnością. Wbrew otwartym politycznym sporom, konieczność nadgonienia zaległości z wiatrem na lądzie jest oczywista dla uczestników rynku energii oraz ekspertów ze wszystkich stron barykady – stwierdził Michał Smoleń, kierownik programu Energia i Klimat w Fundacji Instrat.

Lądowa energetyka wiatrowa to jedno z najtańszych i najbardziej efektywnych źródeł energii odnawialnej, które może odegrać kluczową rolę w transformacji polskiej gospodarki. W 2024 roku farmy wiatrowe na lądzie dostarczyły około 10 procent energii elektrycznej w Polsce, osiągając moc zainstalowaną na poziomie 9,3 GW. Według raportu Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), dalszy rozwój sektora mógłby zwiększyć tę wartość do 24 GW do 2030 roku, znacząco obniżając koszty energii dla przemysłu i gospodarstw domowych. Tanie źródła energii są niezbędne dla polskiej gospodarki, która w dużej mierze opiera się na energochłonnych sektorach, takich jak przemysł chemiczny, stalowy czy cementowy.

Rozwój energetyki wiatrowej ma również kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski. Polska potrzebuje stabilnych i niezależnych źródeł energii. Farmy wiatrowe, w połączeniu z energią słoneczną i jądrową, mogą zmniejszyć zależność od importu paliw kopalnych, które w 2024 roku kosztowały Polskę ponad 20 miliardów złotych. Rozwój OZE to konieczność w kontekście unijnych celów klimatycznych, które zakładają osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Bez przyspieszenia inwestycji w wiatraki Polska ryzykuje nie tylko kary finansowe za niewywiązanie się z unijnych zobowiązań, ale także wyższe rachunki za energię i utratę konkurencyjności na rynku europejskim.

Brak postępu w rozwoju energetyki wiatrowej może mieć dalekosiężne konsekwencje. Według analiz Fundacji Instrat, opóźnienia w budowie farm wiatrowych mogą zwiększyć koszty energii dla przemysłu o 15–20 procent w ciągu najbliższych pięciu lat, co przełoży się na wyższe ceny produktów i usług. Dla zwykłych Polaków oznacza to droższe rachunki za prąd, które w 2024 roku i tak wzrosły o 12 procent w porównaniu z poprzednim rokiem. Wiatr na lądzie, jako jedno z najtańszych źródeł energii, jest szansą na złagodzenie tych problemów – pod warunkiem, że polityka przestanie stawiać mu bariery.

Krok do przodu, dwa w tył

Historia lądowej energetyki wiatrowej w Polsce to opowieść o ambitnych planach, biurokratycznych przeszkodach i politycznych zwrotach akcji. W 2016 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości wprowadził ustawę odległościową, znaną jako zasada „10H”, która zakazywała budowy turbin wiatrowych w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność ich wysokości od zabudowań mieszkalnych. W praktyce oznaczało to, że nowe farmy wiatrowe mogły powstawać na zaledwie 0,5 procenta powierzchni kraju, co praktycznie sparaliżowało rozwój sektora. Inwestorzy, którzy zainwestowali miliardy złotych w projekty, zostali zmuszeni do ich zawieszenia, a Polska straciła szansę na wykorzystanie boomu na OZE w Europie.

W 2023 roku, pod presją unijnych celów klimatycznych i rosnących kosztów energii, rząd PiS zliberalizował ustawę „10H”, dopuszczając lokalizację wiatraków w odległości 700 metrów od zabudowań. Zmiana ta otworzyła możliwość budowy farm na 3–4 procentach powierzchni kraju, co dało nadzieję na odblokowanie inwestycji. W efekcie w 2024 roku rozpoczęto przygotowania do budowy nowych farm o łącznej mocy 2 GW, a sektor wiatrowy zaczął odzyskiwać zaufanie inwestorów.

Weto prezydenta, uzasadnione koniecznością „dalszych konsultacji społecznych”, wywołało konsternację wśród inwestorów i ekspertów. Ustawa miała skrócić czas potrzebny na uzyskanie pozwoleń, wprowadzić cyfrowe narzędzia do zarządzania procesami administracyjnymi oraz zapewnić lokalnym społecznościom korzyści. Zamiast przyspieszenia, Polska znalazła się w politycznym impasie, który grozi opóźnieniem inwestycji i utratą unijnych funduszy na transformację energetyczną.

Problem biurokracji i mitów

Jedną z głównych barier dla rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce jest biurokracja, która sprawia, że proces uzyskania pozwoleń na budowę farmy wiatrowej trwa od pięciu do siedmiu lat. Inwestorzy muszą zmagać się z wieloetapowymi procedurami, obejmującymi oceny środowiskowe, konsultacje społeczne, pozwolenia na użytkowanie ziemi i decyzje administracyjne na poziomie lokalnym i krajowym. Według raportu PSEW, Polska ma jedne z najbardziej skomplikowanych procedur w Europie, co odstrasza zagranicznych inwestorów i zwiększa koszty projektów.

Problemem jest również brak ujednoliconych przepisów i cyfryzacji procesów administracyjnych. W wielu przypadkach decyzje zależą od lokalnych urzędników, którzy często ulegają presji społeczności sprzeciwiających się budowie wiatraków. Sprzeciw ten napędzany jest mitami i dezinformacją, które od lat krążą w debacie publicznej. Mieszkańcy obawiają się rzekomych zagrożeń zdrowotnych, takich jak tzw. syndrom turbiny wiatrowej, który według badań naukowych nie znajduje potwierdzenia w danych medycznych. Inne mity dotyczą spadku wartości nieruchomości w pobliżu farm wiatrowych czy nadmiernego hałasu turbin. W rzeczywistości nowoczesne turbiny są znacznie cichsze niż ich poprzednie generacje, a badania pokazują, że farmy wiatrowe nie wpływają negatywnie na ceny nieruchomości.

Jedność ponad podziałami?

Mimo politycznych turbulencji, eksperci i przedstawiciele sektora energetycznego zgadzają się, że rozwój lądowej energetyki wiatrowej jest koniecznością, która wykracza poza podziały partyjne. Michał Smoleń z Fundacji Instrat podkreśla, że zarówno poprzedni rząd Prawa i Sprawiedliwości, jak i obecna koalicja pod wodzą Platformy Obywatelskiej uznają wiatraki za kluczowy element scenariuszy bezpieczeństwa energetycznego. Wiatr na lądzie, jako jedno z najtańszych źródeł energii, jest niezbędny do obniżenia kosztów energii dla przemysłu, realizacji unijnych celów klimatycznych i zmniejszenia zależności od importu paliw kopalnych.