Potęga w kryzysie? Francja najgorszym pożyczkobiorcą w strefie euro

Fot. Unsplash.

Francja znalazła się w finansowej niełasce – pisze „Le Figaro”. Dziennik ostrzega, że druga gospodarka strefy euro płaci dziś wyższe koszty pożyczek niż południe Europy, a do 2029 r. odsetki od długu mogą pochłonąć 100 mld euro. Agencja Fitch rozważa obniżenie ratingu Francji, co pogłębiłoby kryzys zaufania.

  • „Le Figaro” ocenia, że Francja stała się „potęgą gospodarczą w niełasce”. Francja płaci dziś wyższe koszty pożyczek niż kraje południa Europy, które dotąd uważano za słabsze finansowo.
  • Agencja Fitch ma ogłosić decyzję ws. ratingu Francji – rynek obawia się obniżki. Według prognoz, odsetki od długu mogą kosztować Francję 100 mld euro w 2029 r.
  • Francja od pół wieku nie kontroluje finansów publicznych, co podważa jej wiarygodność. Nowy premier Sebastien Lecornu ma „wąską drogę” wyjścia, ale próby porozumienia z socjalistami mogą pogłębić kryzys.
  • „Le Figaro” ostrzega, że reforma emerytalna to czerwona linia dla rynków – jej rewizja byłaby źle odebrana.

Francja znalazła się w niełasce rynków i agencji ratingowych. Dług publiczny przekroczył 3,345 biliona euro na koniec pierwszego kwartału 2025 roku. Odpowiada to 114 procentom PKB. Deficyt budżetowy sięgnął 5,8 procent. Rosnące koszty pożyczek są wyższe niż w krajach południowej Europy i budzą poważny niepokój. Premier Sébastien Lecornu musi negocjować z opozycją, aby uchwalić budżet na 2026 rok i uniknąć dalszego spadku ratingu. Stawką jest przyszłość strefy euro i wiarygodność Paryża, ponieważ koszty obsługi długu mogą pochłonąć nawet 100 miliardów euro rocznie. Polityczny impas po upadku rządu Bayrou w 2025 roku pogłębia napięcia.

Francja od lat balansuje na krawędzi finansowej równowagi, a w 2025 roku kryzys nabrał tempa. Dług publiczny, rosnący nieprzerwanie od pół wieku, osiągnął poziomy kojarzone dotąd z Grecją i Włochami. „Le Figaro” pisze o niełasce i przypomina, że kraj, który kiedyś dyktował warunki w Europie, dzisiaj płaci wyższe odsetki niż jego południowi sąsiedzi. Nowy premier Lecornu, lojalny wobec Emmanuela Macrona, stoi przed dramatycznym wyborem. Musi porozumieć się z socjalistami i jednocześnie unikać podwyżek podatków, które mogłyby odstraszyć inwestorów. Agencja Fitch, obniżając rating do A+, ostrzegła przed polityczną polaryzacją blokującą reformy. To moment prawdy dla Francji. Gospodarka, która przez dekady napędzała Unię Europejską, dzisiaj ryzykuje izolację. Każdy dzień opóźnienia w podejmowaniu decyzji powiększa dziurę budżetową. Rynki nie czekają na kompromisy polityczne.

Dług Francji rośnie jak lawina

Francja zmaga się z narastającym długiem publicznym, który w pierwszym kwartale 2025 roku osiągnął poziom 3,345 biliona euro. Odpowiada to 114 procentom produktu krajowego brutto. Ten poziom zadłużenia jest wyższy niż w Grecji i Włoszech, a jego wzrost trwa nieprzerwanie od dekad. Główną przyczyną pozostają wysokie wydatki socjalne oraz brak zdecydowanych reform. W 2024 roku deficyt budżetowy wyniósł 169,6 miliarda euro, co odpowiada 5,8 procent PKB. Znaczną część tego obciążenia stanowią emerytury i świadczenia społeczne, które pochłaniają 57 procent budżetu państwa. Rząd François Bayrou planował cięcia wydatków na 44 miliardy euro, lecz upadek gabinetu uniemożliwił ich wdrożenie. Nowy premier Sébastien Lecornu musi zmierzyć się z tym dziedzictwem, w sytuacji gdy dług rośnie o 40 miliardów euro kwartalnie, a prognozy wskazują, że w 2027 roku może sięgnąć 118 procent PKB.

Narastające zadłużenie nie jest zjawiskiem nowym, ale w 2025 roku osiągnęło ono tempo budzące alarm. Od 2007 roku, kiedy dług wynosił 64 procent PKB, jego udział w gospodarce niemal się podwoił. Do tego wzrostu przyczyniły się kolejne kryzysy: finansowy w 2008 roku, pandemia w 2020 roku oraz wojna energetyczna z Rosją. Wydatki publiczne, utrzymujące się na poziomie 57 procent PKB, są najwyższe w całej Unii Europejskiej. Same emerytury pochłaniają 14 procent PKB. Jednocześnie wpływy podatkowe rosną wolniej niż wydatki. W 2024 roku dochody państwa zwiększyły się o 3,1 procent, podczas gdy wydatki wzrosły o 3,9 procent. To różnica, która pogłębia deficyt. Lecornu wyznaczył cel obniżenia deficytu do 5,4 procent PKB w 2025 roku i do 4,6 procent w 2026 roku. Osiągnięcie tych wskaźników wymagałoby oszczędności na poziomie 50 miliardów euro rocznie. W praktyce jest to zadanie bardzo trudne, ponieważ głęboka polaryzacja polityczna blokuje reformy, a rynki finansowe domagają się jasnych sygnałów i konkretnych działań.

Francuski dług jest obecnie trzecim najwyższym w strefie euro, ustępując jedynie Grecji i Włochom. Przekłada się to na niemal 50 tysięcy euro w przeliczeniu na każdego obywatela. Według danych Insee w 2023 roku zadłużenie przekroczyło 3,3 biliona euro. Koszty jego obsługi wzrosły o 14,6 procent w wyniku podniesienia stóp procentowych. Rząd Emmanuela Macrona nie zdołał zahamować wzrostu długu. W 2024 roku jego wartość zwiększała się w tempie 40 miliardów euro co kwartał. Premier Lecornu, który dotąd zajmował się obroną narodową, musi teraz skupić się na obronie finansów publicznych. Negocjuje z socjalistami, którzy proponują wprowadzenie podatku od majątku przekraczającego sto milionów euro. Według ich szacunków takie rozwiązanie mogłoby przynieść budżetowi 22 miliardy euro. Pomysł ten budzi jednak obawy inwestorów, ponieważ wprowadza dodatkową niepewność.

Prognozy na 2029 rok wskazują, że koszty obsługi długu mogą sięgnąć 100 miliardów euro rocznie. Byłoby to 2,5 procent PKB, co ograniczyłoby zdolność państwa do inwestowania w infrastrukturę i obronność. Tymczasem wydatki wojskowe już teraz rosną i w 2025 roku zwiększyły się o trzy miliardy euro. Lecornu planuje porozumienie z Partią Socjalistyczną, ale ten sojusz może okazać się kosztowny. Socjaliści domagają się cofnięcia reformy emerytalnej przeprowadzonej przez Macrona w 2023 roku, co wiązałoby się z dodatkowymi wydatkami rzędu 20 miliardów euro rocznie. W rezultacie dług nie tylko nie zostałby ograniczony, ale nadal rósłby w szybkim tempie. Obecna sytuacja pokazuje, że francuska gospodarka znalazła się w pułapce, w której polityka napędza zadłużenie, a zadłużenie ogranicza możliwości prowadzenia polityki rozwojowej.

Koszty pożyczek Francji biją rekordy

Francja płaci obecnie za pożyczki więcej niż Grecja i Włochy, czyli kraje, które przez lata były uważane za najbardziej ryzykownych pożyczkobiorców w strefie euro. W 2025 roku rentowność dziesięcioletnich obligacji francuskich wyniosła 3,2 procent. Dla porównania we Włoszech było to 2,8 procent, a w Grecji 2,5 procent. To historyczna zmiana, ponieważ Francja, która jeszcze niedawno cieszyła się statusem bezpiecznej przystani, utraciła go po obniżce ratingu przez agencję Fitch z poziomu AA- do A+ we wrześniu 2025 roku. Inwestorzy, zaniepokojeni politycznym chaosem po upadku rządu François Bayrou, zaczęli żądać wyższych odsetek. W rezultacie koszty emisji obligacji wzrosły o pół punktu procentowego w porównaniu z 2024 rokiem. W samym 2026 roku Francja wydała na obsługę długu 77 miliardów euro, co odpowiada 2,5 procent produktu krajowego brutto. Wzrost kosztów pożyczek wynika przede wszystkim z niestabilności politycznej, która osłabiła zaufanie rynków finansowych. Po przedterminowych wyborach w 2024 roku parlament został podzielony między lewicę, prawicę oraz centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona. Taki układ uniemożliwia przyjęcie budżetu bez trudnych kompromisów. Premier Sébastien Lecornu prowadzi negocjacje z socjalistami, jednak ich propozycje dodatkowych podatków od majątku odstraszają inwestorów zagranicznych. Włochy, mimo zadłużenia na poziomie 140 procent PKB, płacą mniej za kredyt, ponieważ rząd Giorgii Meloni zapewnił względną stabilność fiskalną, utrzymując deficyt na poziomie 4,5 procent. Grecja, która w przeszłości była symbolem kryzysu zadłużeniowego, dzięki reformom obniżyła deficyt do 3 procent i dziś pożycza taniej niż Francja.

Dane szczegółowe potwierdzają skalę problemu. Rentowność francuskich obligacji dziesięcioletnich wzrosła z 2,8 procent w styczniu 2025 roku do 3,2 procent po obniżce ratingu Fitch. Tylko ta zmiana oznacza dodatkowe 10 miliardów euro rocznych kosztów, ponieważ rząd emituje około 300 miliardów euro długu w ciągu jednego roku. Dla porównania Grecja, mimo długu na poziomie 160 procent PKB, korzysta ze stóp na poziomie 2,5 procent dzięki rygorystycznym reformom wdrożonym po kryzysie z 2010 roku. Włochy, z długiem sięgającym 140 procent PKB, utrzymują rentowność na poziomie 2,8 procent, gdyż inwestorzy doceniają ich wysiłki na rzecz utrzymania dyscypliny fiskalnej. Francja, z deficytem na poziomie 5,8 procent, traci przewagę, którą przez lata była stabilność finansowa i polityczna.

Nowy premier Lecornu na politycznej linie

Sébastien Lecornu został mianowany premierem 9 września 2025 roku. Jest lojalnym sojusznikiem prezydenta Emmanuela Macrona, a od 2022 roku pełnił funkcję ministra obrony. Urodził się w 1986 roku w Vernon, a swoją karierę polityczną rozpoczął w UMP Nicolasa Sarkozy’ego. W 2017 roku przeszedł do obozu Macrona i stał się jednym z filarów ugrupowania Renaissance. Jako minister obrony odpowiadał za zwiększenie budżetu armii o trzy miliardy euro w 2025 roku oraz wsparcie Ukrainy dostawami sprzętu o wartości pięciuset milionów euro. Po upadku rządu François Bayrou to właśnie on został powołany do utworzenia nowego gabinetu. Jego głównym zadaniem jest wypracowanie kompromisu w sprawie budżetu na 2026 rok, który przewiduje oszczędności w wysokości czterdziestu czterech miliardów euro.

Nowy premier nie cieszy się jednak dużym poparciem społecznym. Według sondaży zaufanie do niego deklaruje trzydzieści cztery procent obywateli. Sympatycy zarówno lewicy, jak i prawicy wyrażają głęboką nieufność wobec jego działań, ponieważ postrzegają go jako bezpośrednie przedłużenie prezydenta Macrona. Partia Socjalistyczna domaga się wprowadzenia podatku od majątku oraz cofnięcia reformy emerytalnej z 2023 roku. Cofnięcie tej reformy oznaczałoby dodatkowe obciążenie budżetu w wysokości dwudziestu miliardów euro rocznie. Lecornu, który zdobywał doświadczenie również w polityce lokalnej jako mer Évreux, musi znaleźć kompromis, aby uniknąć kolejnego wotum nieufności. Jego rząd jest już piątym gabinetem powołanym w ciągu dwóch lat, co pokazuje skalę kryzysu politycznego we Francji.

Lecornu stara się prowadzić politykę balansującą pomiędzy centrum a opozycją. Republikanie sygnalizują gotowość do współpracy, jednak Zieloni i Nieuległa Francja kierowana przez Jean-Luca Mélenchona otwarcie krytykują jego nominację, uznając ją za prowokację. Premier zapowiada budowę „narodowej większości”, ale sondaże pokazują, że pięćdziesiąt osiem procent Francuzów domaga się większej obecności przedstawicieli społeczeństwa w rządzie. Jego doświadczenie z resortu obrony, w tym negocjacje kontraktów na samoloty F-35 o wartości dziesięciu miliardów euro, może wzmocnić jego pozycję wobec prawicy. Z drugiej strony lewica stawia twarde żądania, w tym podwyżkę płacy minimalnej o czternaście procent.

Reformy Macrona toną w politycznym bagnie

Reformy Emmanuela Macrona, zapoczątkowane w 2017 roku, miały na celu zliberalizowanie francuskiej gospodarki, jednak w 2025 roku znalazły się w politycznym impasie. Podniesienie wieku emerytalnego do 64 lat w 2023 roku wywołało masowe protesty w całym kraju. Partia Socjalistyczna domaga się obecnie cofnięcia tej reformy, co według wyliczeń kosztowałoby budżet państwa dwadzieścia miliardów euro rocznie. Macron, konsekwentnie realizując program pro-biznesowy, obniżył podatek korporacyjny z trzydziestu trzech do dwudziestu pięciu procent, co w 2018 roku przyczyniło się do wzrostu inwestycji o pięć procent. Jednocześnie deficyt handlowy Francji pogłębił się i w 2024 roku osiągnął rekordowe sto sześćdziesiąt cztery miliardy euro. Reformy prawa pracy, które ułatwiły pracodawcom zwolnienia, obniżyły stopę bezrobocia do siedmiu i pół procent w 2025 roku, jednak nie zdołały złagodzić gniewu społecznego.

Zmiany wprowadzone przez Macrona rozpoczęły się od reformy kodeksu pracy w 2017 roku. Liberalizacja przepisów zwiększyła elastyczność kontraktów i obniżyła bezrobocie z dziesięciu procent do siedmiu i pół procent, lecz odbyło się to kosztem powtarzających się strajków, które w 2018 roku sparaliżowały transport publiczny. W 2020 roku pandemia zmusiła rząd do uruchomienia stu miliardów euro wsparcia dla przedsiębiorstw i pracowników, co podbiło poziom długu publicznego do stu trzynastu procent PKB. W odpowiedzi na kryzys gospodarczy Macron wykorzystał również stu miliardowy plan odbudowy finansowany przez Unię Europejską, inwestując w zieloną energię i zwiększając udział odnawialnych źródeł energii o dwadzieścia procent. W 2022 roku wzrost cen energii spowodował jednak dziesięcioprocentowy wzrost kosztów życia. Reforma emerytalna z 2023 roku, podnosząca wiek przejścia na emeryturę, pozwoliła zaoszczędzić dziesięć miliardów euro rocznie, lecz spotkała się z falą protestów, które przypominały demonstracje „żółtych kamizelek” z 2018 roku.

Po wyborach w 2024 roku sytuacja polityczna dodatkowo się skomplikowała. Parlament został podzielony, a rząd François Bayrou nie był w stanie przeforsować planu cięć budżetowych na czterdzieści cztery miliardy euro. Partia prezydencka Renaissance spadła do piętnastu procent poparcia, co oznaczało utratę większości i zablokowało dalsze działania fiskalne. W obliczu kryzysu nowy premier Sébastien Lecornu musi obecnie negocjować z socjalistami, którzy proponują wprowadzenie podatku od wielkich fortun. To rozwiązanie mogłoby przynieść dodatkowe dochody budżetowe, ale jednocześnie budzi sprzeciw środowisk biznesowych i inwestorów zagranicznych. Reformy Macrona, mimo że przyciągnęły w 2019 roku pięćdziesiąt miliardów euro bezpośrednich inwestycji zagranicznych, nie rozwiązały kluczowych problemów strukturalnych. Deficyt handlowy w 2024 roku wyniósł sto miliardów euro, a presja ze strony opozycji i społeczeństwa sprawia, że rząd traci zdolność do przeprowadzania niezbędnych korekt. Obecny stan francuskiej gospodarki przypomina bagno, w którym ambitne projekty reform utykają w politycznych sporach i rosnącym sprzeciwie społecznym.

Polityczny chaos paraliżuje reformy

Polityczny chaos we Francji po wyborach z 2024 roku doprowadził do upadku trzech rządów w zaledwie dwa lata. Najpierw stanowisko stracił Michel Barnier, później François Bayrou, a obecnie Sébastien Lecornu walczy o przetrwanie w obliczu niestabilnego parlamentu. Zgromadzenie Narodowe jest głęboko podzielone, ponieważ Zjednoczenie Narodowe zdobyło trzydzieści trzy procent mandatów, Nowy Front Ludowy dwadzieścia osiem procent, a obóz prezydencki Renaissance zaledwie piętnaście procent. Taki układ sił uniemożliwia uchwalenie budżetów i blokuje planowane oszczędności na poziomie pięćdziesięciu miliardów euro rocznie. Upadek rządu Bayrou we wrześniu 2025 roku po wotum nieufności, które poparło trzysta sześćdziesiąt cztery osoby, pokazał, że lewica i prawica potrafią zjednoczyć się przeciwko Emmanuelowi Macronowi. Lecornu, cieszący się zaledwie trzydziestoczteroprocentowym poziomem zaufania, musi teraz budować „narodową większość”, prowadząc rozmowy z Bruno Retailleau z Republikanów, choć Jean-Luc Mélenchon z Francji Nieujarzmionej już zapowiedział protesty uliczne.

Przedterminowe wybory z 2024 roku znacząco osłabiły pozycję Macrona. Jego ugrupowanie straciło sto mandatów, co sprawiło, że stracił możliwość samodzielnego rządzenia. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen domaga się cofnięcia reformy emerytalnej, której koszt szacowany jest na dwadzieścia miliardów euro rocznie. Z kolei Francja Nieujarzmiona żąda podwyżki płacy minimalnej o czternaście procent. Lecornu, próbując odnaleźć wyjście z kryzysu, rozpoczął konsultacje z partiami opozycyjnymi i zapowiedział możliwość powołania gabinetu, w którym znaleźliby się przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego. Sondaże pokazują jednak, że pięćdziesiąt dwa procent Francuzów oczekuje obecności Zjednoczenia Narodowego w rządzie, co dodatkowo komplikuje sytuację. Każde głosowanie w parlamencie staje się polem bitwy, w którym nawet drobne poprawki do budżetu wywołują wielodniowe debaty i ostre starcia.

Zgromadzenie Narodowe, liczące pięćset siedemdziesiąt siedem mandatów, wymaga stabilnej koalicji, a Renaissance dysponuje jedynie stu siedemdziesięcioma miejscami. Upadek rządu Barniera w 2024 roku, spowodowany deficytem budżetowym na poziomie pięciu i ośmiu dziesiątych procent PKB, był pierwszym sygnałem, że bez większości żadna reforma nie przejdzie. Lecornu, mający doświadczenie jako minister obrony, próbuje obecnie wykorzystać art. 49.3 konstytucji, aby uchwalić budżet bez głosowania, licząc jedynie na brak większości dla wotum nieufności. W tle powracają jednak widma dawnych protestów, w tym „żółtych kamizelek”, które w 2018 roku sparaliżowały gospodarkę i doprowadziły do najpoważniejszego kryzysu społecznego w czasach Macrona. Paraliż instytucji jest w dużej mierze konsekwencją decyzji prezydenta, który w 2024 roku rozwiązał parlament i rozpisał wybory, licząc na wzmocnienie swojej pozycji. Zamiast tego, Zjednoczenie Narodowe zdobyło trzydzieści trzy procent głosów, co uczyniło Marine Le Pen liderką największej partii opozycyjnej. Lecornu, mierząc się z sześćdziesięciosześcioprocentowym poziomem nieufności społecznej, nie ma pola manewru. Zarówno RN, jak i LFI, notujące po osiemdziesiąt procent nieufności wobec premiera, skutecznie blokują kolejne projekty ustaw. Rezultatem jest trwający chaos polityczny, którego koszty mierzy się nie tylko w miliardach euro opóźnionych reform, lecz także w erozji zaufania do francuskiej demokracji.

Socjaliści naciskają na podatki od bogatych

Partia Socjalistyczna proponuje wprowadzenie podatku od majątku powyżej stu milionów euro w wysokości dwóch procent. Według szacunków rozwiązanie to przyniosłoby dwadzieścia dwa miliardy euro rocznie, co mogłoby istotnie zmniejszyć deficyt budżetowy. Socjaliści, pod przywództwem Oliviera Faure, domagają się także cofnięcia reformy emerytalnej Emmanuela Macrona z 2023 roku, która podniosła wiek emerytalny do sześćdziesięciu czterech lat. Koszt tej zmiany wyniósłby około dwudziestu miliardów euro, jednak partia liczy, że takie posunięcie zwiększy jej poparcie wśród starszego elektoratu. W 2025 roku socjaliści, mimo że aż sześćdziesiąt dziewięć procent z nich nie ufa premierowi Sébastienowi Lecornu, uczestniczą w negocjacjach budżetowych. W zamian za poparcie dla rządu proponują zamrożenie cen energii i żywności, aby chronić najuboższych, co jednak budzi sprzeciw środowisk biznesowych. Program socjalistów nawiązuje do tradycji rządów François Hollande’a. Partia postuluje również wprowadzenie podatku od zysków nadzwyczajnych spółek energetycznych, który mógłby wygenerować dodatkowe dziesięć miliardów euro. Socjaliści krytykują Macrona za nadmierne wydatki w czasie pandemii, które podniosły zadłużenie do poziomu stu trzynastu procent PKB. W 2024 roku to właśnie PS zablokowała cięcia proponowane przez François Bayrou, żądając jednocześnie podwyżki płacy minimalnej o czternaście procent. Koszt tego rozwiązania oszacowano na piętnaście miliardów euro rocznie. Partia celowo kieruje swoje propozycje do młodych wyborców, wśród których cieszy się czterdziestoprocentowym poparciem.
W Zgromadzeniu Narodowym socjaliści dysponują siedemdziesięcioma pięcioma mandatami, co daje im istotny wpływ na kształtowanie budżetu. Dzięki tej przewadze mogą wymuszać kompromisy, a ich propozycja podatku majątkowego staje się jednym z najważniejszych punktów debaty. Krytycy wskazują, że takie rozwiązanie mogłoby pogłębić nierówności i odstraszyć inwestorów, jednak PS argumentuje, że najbogatsi od lat unikają sprawiedliwego opodatkowania. W 2025 roku partia skutecznie zablokowała wotum zaufania dla rządu, wymuszając ustępstwa w negocjacjach. Socjaliści naciskają także na zamrożenie cen paliw, co miałoby chronić gospodarstwa domowe przed skutkami inflacji. Koszt tej propozycji to dodatkowe pięć miliardów euro, które powiększyłyby deficyt. Faure wielokrotnie podkreślał, że Lecornu jest jedynie przedłużeniem Macrona, a wysoki poziom nieufności wobec premiera – sięgający sześćdziesięciu dziewięciu procent – potwierdza tę narrację.