Prof. Łukasz Łuczaj alarmuje, że strach przed naturą i obsesja porządkowania prowadzą do wycinania starych drzew, nadmiernego koszenia trawników i niszczenia bioróżnorodności w polskich miastach. Wzywa do zmiany podejścia, by ocalić miejskie ekosystemy.
Prof. Łukasz Łuczaj, botanik z Uniwersytetu Rzeszowskiego, podkreśla, że lęk przed przyrodą – trawą, w której mogą być kleszcze, oczkami wodnymi przyciągającymi komary czy starymi drzewami, które „zagrażają bezpieczeństwu” – prowadzi do niszczenia miejskich ekosystemów.
– Ludzie dążą do sterylności i porządku, co skutkuje utratą bioróżnorodności – mówi. W miastach wycina się stare drzewa, kosi trawniki nawet 10 razy w roku i stosuje chemiczne środki, takie jak herbicydy i pestycydy, co drastycznie zmniejsza różnorodność gatunków roślin i zwierząt.
Zagłada starych drzew
Łuczaj nazywa obecny trend wycinania drzew w miastach „zagładą starych drzew”. Drzewa sadzone w latach 50. i 60. XX wieku, dziś mające 60–70 lat, są usuwane pod pretekstem bezpieczeństwa, tworzenia ścieżek rowerowych czy porządkowania przestrzeni. – Wycinamy tysiące drzew w całym kraju, często nawet w okresie lęgowym ptaków, ignorując ich rolę jako ekosystemów – ubolewa naukowiec. Stare drzewa, z bogatymi koronami i dziuplami, są domem dla ptaków, owadów i innych organizmów, a ich wycinka nieodwracalnie niszczy bioróżnorodność. Przykładem są cmentarze, gdzie w ciągu 20 lat wycięto 90% starych drzew, bo liście „przeszkadzają” w utrzymaniu porządku.
Niszczenie przyrody przez koszenie i chemikalia
Częste koszenie trawników, szczególnie wczesną wiosną, to kolejny problem. – Trawnik koszony dwa razy w roku zamiast dziesięciu ma większą różnorodność biologiczną, produkuje więcej tlenu i zatrzymuje więcej zanieczyszczeń – tłumaczy Łuczaj. Propaguje ruch „No Mow May”, który zachęca do powstrzymania się od koszenia w maju, by chronić zapylacze, takie jak pszczoły czy koniki polne. W parkach zbyt wczesne koszenie niszczy geofity wiosenne, jak zawilec gajowy czy przebiśnieg, które kwitną przed pojawieniem się liści na drzewach.
Michał Książek, autor „Atlasu dziur i szczelin”, zwraca uwagę na szkodliwe praktyki, takie jak stosowanie insektycydów przeciwko mrówkom, co zabija inne owady, np. mrówkolwy, i przyczynia się do globalnego spadku biomasy owadów. – Jesteśmy prawdopodobnie ostatnim pokoleniem, które widzi wolno żyjące motyle, ważki i świetliki – alarmuje Książek.
Grabienie liści i monokultury
Grabienie liści w parkach i na cmentarzach pozbawia schronienia owady, takie jak motyl latolistek cytrynek, i wyjaławia glebę, która traci cenne składniki odżywcze. – Liście powinny zostać, by wspierać ekosystem – mówi Łuczaj. Dodaje, że monokultury rolnicze na wsiach, wspierane chemią, niszczą dziką przyrodę, dlatego miasta, z parkami i wysepkami zieleni, powinny stać się ostoją dla bioróżnorodności.
Propozycje zmian
Łuczaj proponuje radykalne kroki, takie jak zakaz używania hałaśliwych kosiarek spalinowych, które można zastąpić kosami, oraz promowanie koszenia mozaikowego, czyli różnicowanie terminów koszenia różnych obszarów. Wzywa też do edukacji, by przełamać strach przed naturą: – Osobom bojącym się przyrody polecam wytarzanie się w runie leśnym. Może przestaną bać się trawy i owadów.
Przykłady pozytywnych zmian widzi w dużych miastach, jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, gdzie w ostatnich latach zmniejszono częstotliwość koszenia. Jednak w 2025 roku zauważył powrót do wcześniejszego koszenia w stolicy, co wskazuje na brak konsekwencji w polityce ochrony zieleni.
Walka o drzewa
Łuczaj aktywnie walczy o ocalenie drzew, m.in. w Brzozowie, gdzie udało się uratować niemal stuletnie dęby i lipy na cmentarzu, czy w Krośnie, gdzie mieszkańcy oprotestowali wycinkę alei wiązów dla parkingów. – To resztki dawnej przyrody. W Strzyżowie nie udało się uratować podobnych drzew – mówi z żalem.
Źródło: PAP