Niemiecka gospodarka hamuje. Produkcja przemysłowa spadła do poziomu z 2005 roku, a sektor motoryzacyjny pogrążony jest w głębokim kryzysie. Chiny przejmują rynek, a Stany Zjednoczone podnoszą cła. Polska, silnie uzależniona od niemieckiego eksportu, może odczuć efekt domina. Ekonomiści ostrzegają: bez działań rządu grozi nam spowolnienie i fala zwolnień.
- Produkcja przemysłowa w Niemczech spadła do najniższego poziomu od dwóch dekad, co potwierdza raport Financial Times – w sierpniu 2025 roku odnotowano spadek o 4,3% miesiąc do miesiąca, a sektor motoryzacyjny załamał się aż o 18,5%. To największy kryzys niemieckiego przemysłu od czasu kryzysu finansowego 2008 roku.
- Niemiecki przemysł, oparty na taniej energii i eksporcie do Chin, traci konkurencyjność, a wojna w Ukrainie, rosnące ceny gazu i tanie chińskie samochody elektryczne uderzają w jego fundamenty. Według VDA produkcja maszyn spadła o 20% od 2018 r., a od 2020 r. zniknęło ponad 200 tys. miejsc pracy.
- Kryzys w niemieckim automotive grozi Polsce spowolnieniem gospodarczym, ponieważ aż 27,8% polskiego eksportu trafia na rynek niemiecki, głównie w branży motoryzacyjnej, chemicznej i maszynowej. W I kwartale 2025 r. eksport do Niemiec spadł o 5%, co przekłada się na problemy firm takich jak Zastal czy Boryszew.
- Eksperci ostrzegają, że Polska może stracić nawet 50 tys. miejsc pracy, jeśli recesja w Niemczech się pogłębi. Branża transportowa, w której 30% kursów dotyczy Niemiec, już notuje wzrost liczby pustych przejazdów i rosnącą falę bankructw małych przewoźników.
- Ekonomiści wzywają do natychmiastowych działań rządu – planu wsparcia przemysłu i dywersyfikacji eksportu, w tym rozwoju rynków azjatyckich i amerykańskich oraz inwestycji w zielone technologie. Według prof. Piotra Araka, bez szybkiej reakcji Polska stanie w obliczu „kryzysu łańcuchowego”, który spowolni wzrost PKB nawet o 1 punkt procentowy.
Niemcy wpadają w spiralę kryzysu. Według raportu Financial Times z 8 października 2025 r., produkcja przemysłowa w tym kraju spadła w sierpniu do poziomu z 2005 r., a w kluczowym sektorze motoryzacyjnym – o rekordowe 18,5 proc. w porównaniu do poprzedniego miesiąca, osiągając wartości z roku 2000. To nie jest chwilowa zadyszka, ale symptom głębszego kryzysu, napędzanego recesją w automotive, rosnącą konkurencją z Chin i wstrząsami geopolitycznymi. Dla Polski, której gospodarka jest nierozerwalnie związana z niemieckim rynkiem, to alarm: eksport do Niemiec stanowi blisko 28 proc. naszych wysyłek, a sektor motoryzacyjny zatrudnia setki tysięcy osób po obu stronach granicy. Jeśli Berlin nie zrestartuje silnika, efekt domina może pociągnąć za sobą polskie fabryki, transport i cały łańcuch dostaw. Czas na działanie – rząd w Warszawie musi przygotować plan awaryjny, zanim będzie za późno.
Niemiecka gospodarka na krawędzi?
Niemiecka gospodarka od kilku lat zmaga się z utratą dynamiki, a najnowsze dane z Federalnego Urzędu Statystycznego (Destatis) za sierpień 2025 roku potwierdzają skalę problemu. Produkcja przemysłowa spadła aż o 4,3 procent miesiąc do miesiąca, co jest wynikiem czterokrotnie gorszym od prognoz analityków. Największe uderzenie przyjął na siebie sektor motoryzacyjny – filar niemieckiego przemysłu, odpowiadający za około 5 procent PKB kraju i dający zatrudnienie ponad 800 tysiącom osób.
Produkcja w branży samochodowej spadła o 18,5 procent, co stanowi najgorszy rezultat od kilkudziesięciu lat. Eksperci podkreślają, że nie jest to wyłącznie efekt sezonowych przestojów, lecz głęboki sygnał strukturalnych trudności. Niemieckim producentom coraz trudniej przestawić się na elektromobilność, mimo że w ostatnich latach zainwestowali ogromne środki – ponad 100 miliardów euro – w rozwój baterii i oprogramowania.
Problemem jest jednak zarówno tempo tej transformacji, jak i rosnąca presja konkurencyjna. W Chinach, które przez lata były największym rynkiem zbytu dla niemieckich marek, sprzedaż spadła do 25 procent całkowitej produkcji – jeszcze kilka lat temu sięgała 40 procent. Tamtejsi producenci, tacy jak BYD, NIO czy XPeng, oferują tańsze i coraz bardziej zaawansowane technologicznie pojazdy elektryczne, które zyskują dominującą pozycję na rynku.
Według raportu „Financial Times” produkcja przemysłowa w Niemczech spadła do najniższego poziomu od czasów pandemii COVID-19 w 2020 roku. W porównaniu ze szczytem z 2017 roku jest dziś niższa o ponad 15 procent. Ekonomiści z Capital Economics opisują ten trend jako „upadek jak kamień” i ostrzegają, że Niemcy mogą wciągnąć całą strefę euro w techniczną recesję, czyli dwa kolejne kwartały z ujemnym wzrostem PKB.
Prognozy na 2025 rok nie napawają optymizmem. Komisja Europejska przewiduje, że wzrost gospodarczy Niemiec wyniesie zaledwie 0,7 procent, co będzie najniższym wynikiem w całej Unii Europejskiej. Dla porównania średnia unijna ma osiągnąć 1,5 procent. Jeszcze w 2019 roku niemiecka gospodarka rosła w tempie 1,2 procent, napędzana eksportem, stabilnym popytem zewnętrznym oraz tanimi surowcami energetycznymi.
Przyczyny obecnego kryzysu są złożone. Po pierwsze, wojna w Ukrainie oraz sankcje na rosyjski gaz pozbawiły Niemcy tanich źródeł energii, na których przez dekady opierał się tzw. Mittelstand, czyli sieć małych i średnich przedsiębiorstw będących fundamentem gospodarki. Ceny energii elektrycznej wzrosły od 2021 roku o ponad 300 procent, co uderzyło szczególnie w sektory energochłonne, takie jak chemiczny, metalurgiczny i papierniczy.
Po drugie, niemiecki przemysł motoryzacyjny znalazł się pod presją chińskiej ofensywy. Pekin w ostatnich latach intensywnie subsydiuje krajowych producentów pojazdów elektrycznych, oferując auta nawet o 30–40 procent tańsze niż niemieckie odpowiedniki. W efekcie Niemcy straciły około 20 procent udziału w rynku chińskim, który przez lata był głównym źródłem zysków dla koncernów takich jak Volkswagen, BMW czy Mercedes.
Sytuację pogarszają również czynniki geopolityczne. Zapowiadane przez administrację Donalda Trumpa cła na import z Unii Europejskiej mogą podnieść koszty eksportu niemieckich towarów o 10–15 procent, co dodatkowo ograniczy konkurencyjność kraju na globalnych rynkach.
Od 2018 roku produkcja maszynowa w Niemczech spadła o 20 procent, a od 2020 roku w sektorze przemysłowym ubyło ponad 200 tysięcy miejsc pracy. Eksperci z Bundesbanku i Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA) ostrzegają, że bez głębokich reform strukturalnych, inwestycji w nowe technologie i dywersyfikacji źródeł energii Niemcy mogą stanąć w obliczu realnego ryzyka deindustrializacji.
– Model oparty na eksporcie do Chin i taniej energii z Rosji jest martwy – mówi Hildegard Müller, szefowa VDA. Rząd Olafa Scholza próbuje ratować sytuację pakietem stymulacyjnym wartym 500 mld euro, w tym subsydiami na obronę i infrastrukturę, ale analitycy z ING prognozują, że to za mało. Recesja może się przedłużyć do 2026 r.
Serce Niemiec bije coraz słabiej
Sektor motoryzacyjny, od dekad symbol niemieckiej potęgi przemysłowej, przechodzi obecnie najpoważniejszy kryzys od czasów powojennych. Jeszcze w 2019 roku koncerny takie jak Volkswagen, BMW, Mercedes i Porsche generowały 280 mld euro przychodów, jednak w 2025 r. ich sprzedaż spadła o 12 proc. rok do roku.
Główne wyzwania? Transformacja w kierunku elektromobilności przebiega znacznie wolniej niż zakładano. Pomimo 100 mld euro zainwestowanych przez Niemcy w rozwój baterii i oprogramowania, sektor zmaga się z opóźnieniami w dostawach komponentów z Azji oraz niedostateczną infrastrukturą ładowania. W całym kraju funkcjonuje zaledwie 100 tys. stacji ładowania, co nie zaspokaja potrzeb rosnącej liczby kierowców aut elektrycznych.
Kolejny cios przyszedł z Chin. Jeszcze kilka lat temu tamtejszy rynek odpowiadał za 40 proc. sprzedaży niemieckich samochodów, dziś udział ten spadł do 25 proc. z powodu rosnącej dominacji lokalnych marek, oferujących tańsze i coraz bardziej zaawansowane technologicznie pojazdy.
Nie pomaga także tzw. „efekt tarcz”. Krótkoterminowy wzrost produkcji przed wprowadzeniem zapowiadanych ceł USA na europejskie auta. Lipcowy boom sprzedaży okazał się chwilowy; już w sierpniu rynek gwałtownie się załamał.
Konsekwencje są poważne. Volkswagen planuje redukcję zatrudnienia o 35 tys. miejsc pracy do 2030 r., a Michelin zapowiedział zamknięcie dwóch fabryk w Niemczech, co oznacza zwolnienie 1500 pracowników. W efekcie bezrobocie w Nadrenii Północnej-Westfalii – regionie będącym sercem niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego – wzrosło do 8 proc.
Jak podkreślają eksperci, bez głębokiej modernizacji przemysłu Niemcy mogą utracić status lidera motoryzacji, a globalne przywództwo w tej branży przejmą Stany Zjednoczone i Chiny.
Polska w cieniu niemieckiego giganta
Polska gospodarka według prognoz Komisji Europejskiej ma w 2025 roku wzrosnąć o 3,3 procent, co napędzane jest głównie rosnącą konsumpcją wewnętrzną oraz napływem funduszy unijnych. Jednak za tym optymistycznym obrazem kryje się poważne ryzyko, ponieważ kondycja polskiej gospodarki w dużym stopniu zależy od sytuacji u jej największego partnera handlowego – Niemiec. To właśnie tam trafia aż 27,8 procent polskiego eksportu, którego wartość przekracza 100 miliardów euro rocznie.
Branża motoryzacyjna odgrywa w tym układzie kluczową rolę. Polska jest jednym z głównych dostawców komponentów dla niemieckiego przemysłu samochodowego. Zakłady w Tychach, Gliwicach i Wałbrzychu produkują silniki, skrzynie biegów oraz elementy karoserii dla marek takich jak Volkswagen i Opel. W sektorze tym zatrudnionych jest bezpośrednio około 213 tysięcy osób, a kolejne 400 tysięcy pracuje w szeroko pojętym łańcuchu dostaw.
Problemy pojawiły się wraz ze spowolnieniem gospodarczym w Niemczech. W pierwszym kwartale 2025 roku polski eksport do tego kraju spadł o 5 procent, głównie w sektorze automotive i chemicznym. Firmy takie jak Grupa Zastal czy Boryszew odnotowały straty, ponieważ zamówienia na części i podzespoły zmniejszyły się o 15 do 20 procent. Sytuacja ta grozi redukcjami zatrudnienia, zwłaszcza w sektorach powiązanych z produkcją pojazdów.
Najbardziej ucierpiała branża transportu i logistyki, ponieważ około 30 procent polskich ciężarówek przewozi towary właśnie do Niemiec. Słabszy popyt oznacza mniejszą liczbę zleceń, a w konsekwencji puste powroty i rosnące ryzyko bankructw wśród mniejszych firm przewozowych. Wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu już w lutym 2024 roku sygnalizował najgłębszy spadek od 2022 roku, co było bezpośrednim skutkiem ograniczonego popytu ze strony niemieckich odbiorców.
Ekonomiści ostrzegają przed efektem domina. Jeśli niemieckie fabryki nadal będą ograniczać produkcję, polskie zakłady zależne od zamówień zza Odry mogą zmniejszyć wytwarzanie nawet o 10–15 procent. To z kolei przełoży się na utratę około 50 tysięcy miejsc pracy i obniżenie tempa wzrostu PKB Polski o 0,5 do 1 punktu procentowego.
Dodatkowym wyzwaniem jest rosnąca konkurencja z Chin. Tanie komponenty z Państwa Środka coraz częściej trafiają na europejski rynek, wypierając polskich dostawców z łańcuchów produkcyjnych niemieckich koncernów. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju przewiduje, że planowane przez Stany Zjednoczone cła na produkty z Europy mogą dodatkowo pogłębić problemy, zmniejszając polski wzrost gospodarczy o kolejne 0,2 procent w wyniku osłabienia niemieckiego popytu.
Źródło: Financial Times










