Szokujące badanie: więź człowieka z naturą zanikła o 60% w 220 lat

Fot. Unsplash.
Fot. Unsplash.

Badanie przeprowadzone przez prof. Milesa Richardsona z Uniwersytetu w Derby ujawnia dramatyczny spadek więzi człowieka z naturą – o ponad 60% w ciągu ostatnich 220 lat. Urbanizacja, zanik dzikiej przyrody i brak przekazywania miłości do natury kolejnym pokoleniom sprawiły, że współczesne społeczeństwa coraz bardziej oddalają się od środowiska, z którego wyewoluowały.

Na początku XIX wieku większość ludzi żyła w bliskim kontakcie z przyrodą. Wiejskie krajobrazy, codzienne interakcje z roślinami i zwierzętami oraz przekazywanie wiedzy o naturze z pokolenia na pokolenie były normą. Jednak wraz z nadejściem industrializacji, urbanizacji i globalizacji ta więź zaczęła słabnąć. Fabryki zastępowały pola, miasta rozrastały się kosztem lasów, a ludzie coraz rzadziej mieli okazję doświadczać natury w codziennym życiu.

Badanie prof. Milesa Richardsona, opublikowane w 2025 roku w czasopiśmie *Earth*, wykazało, że od 1800 roku więź człowieka z naturą zmalała o ponad 60%. Proces ten przyspieszył szczególnie po 1850 roku, gdy industrializacja i urbanizacja nabrały tempa. Wraz z rozwojem technologii i kultury konsumpcyjnej natura stała się dla wielu jedynie tłem, a nie integralną częścią życia.

Dziś mieszkańcy miast spędzają średnio zaledwie kilka minut dziennie w otoczeniu naturalnym, a dzieci coraz rzadziej bawią się na łąkach czy w lasach. Ten dystans od przyrody nie tylko zmienia nasze codzienne nawyki, ale także wpływa na nasze zdrowie psychiczne i podejście do ochrony środowiska. Jak zauważa Richardson, „to nie tylko utrata natury, ale także utrata naszej relacji z nią”.

Prof. Miles Richardson, ekspert w dziedzinie psychologii środowiska z Uniwersytetu w Derby, przeprowadził przełomowe badanie, które modeluje zmiany w ludzkiej więzi z naturą na przestrzeni 220 lat (1800–2020). Wykorzystując nowatorski model agentowy (ABM), badacze przeanalizowali dane dotyczące urbanizacji, utraty bioróżnorodności, zmian w edukacji dzieci oraz częstotliwości występowania słów związanych z naturą w literaturze. Wyniki, opublikowane w Earth w lipcu 2025 roku, rzucają światło na skalę problemu.

Model Richardsona uwzględniał kluczowe czynniki, takie jak wzrost odsetka ludności miejskiej (z 7,3% w 1810 roku do 82,7% w 2020 roku) oraz spadek dostępności dzikiej przyrody w sąsiedztwie. Szczególną uwagę zwrócono na „intergeneracyjną transmisję” – czyli przekazywanie zainteresowania naturą z rodziców na dzieci. Badanie wykazało, że ten mechanizm jest głównym motorem utraty więzi z przyrodą.

Dodatkowo Richardson przeanalizował język literatury, używając Google Books Ngram Viewer do śledzenia częstotliwości słów takich jak „rzeka”, „kwiat” czy „łąka”. Wyniki pokazały dramatyczny spadek ich użycia, co odzwierciedla malejącą obecność natury w ludzkiej świadomości. Badanie nie tylko dokumentuje przeszłość, ale także prognozuje przyszłość, ostrzegając przed dalszym osłabieniem tej więzi do 2125 roku, jeśli nie podejmiemy działań.

Zanik natury w języku

Jednym z najbardziej wymownych dowodów na utratę więzi z naturą jest spadek użycia słów związanych z przyrodą w literaturze. W latach 1800–1990 ich częstotliwość zmalała o 60,6%, osiągając najniższy punkt w 1990 roku. Słowa takie jak „rzeka”, „moss” (mech), „blossom” (kwiat) czy „bough” (gałąź) niemal zniknęły z książek, co odzwierciedla malejącą uwagę ludzi na otaczającą ich przyrodę.

Od 1990 roku trend ten nieznacznie się odwrócił – obecnie spadek wynosi 52,4%. Richardson sugeruje, że może to wynikać z rosnącej popularności literatury przyrodniczej, np. książek takich jak Sekrety roślin czy Dzika przyroda Wielkiej Brytanii. Możliwe jest także, że większe zainteresowanie duchowością i ekologią, szczególnie wśród młodszych pokoleń, przyczyniło się do tego odbicia. Jednak badacz ostrzega, że nie jest pewne, czy to rzeczywista zmiana świadomości, czy artefakt danych.

Zmiany w języku są nie tylko odbiciem kultury, ale także ją kształtują. Jak zauważa Richardson, „słowa, których używamy, pokazują, co cenimy i zauważamy”. Zanik słownictwa związanego z naturą świadczy o tym, że przestajemy ją dostrzegać w codziennym życiu, co może wpływać na nasze decyzje konsumenckie i polityczne.

Dlaczego więź zanika?

Główną przyczyną osłabienia więzi człowieka z naturą jest urbanizacja. W 1800 roku tylko 7,3% populacji mieszkało w miastach, podczas gdy w 2020 roku odsetek ten wzrósł do 82,7%. Rozrastające się miasta pochłaniają zielone przestrzenie, zastępując lasy i łąki betonem. Mieszkańcy miast, tacy jak w Sheffield, spędzają średnio zaledwie 4 minuty i 36 sekund dziennie w otoczeniu naturalnym, co ogranicza ich kontakt z przyrodą.

Drugim kluczowym czynnikiem jest brak przekazywania relacji z naturą kolejnym pokoleniom. W XIX wieku rodzice uczyli dzieci nazw ptaków, roślin i zjawisk naturalnych, co budowało ich emocjonalną więź z przyrodą. Dziś, gdy rodzice sami mają ograniczony kontakt z naturą, nie przekazują tej pasji dzieciom. Badania wskazują, że więź rodziców z naturą jest najsilniejszym predyktorem podobnego zaangażowania u dzieci.

Kultura konsumpcyjna i życie w świecie cyfrowym dodatkowo pogłębiają problem. Smartfony, media społecznościowe i rozrywka online odciągają uwagę od otaczającego świata. Dzieci częściej znają nazwy postaci z gier niż gatunki ptaków, co Richardson nazywa „wyginięciem doświadczenia” (extinction of experience). Te czynniki tworzą błędne koło, w którym utrata natury prowadzi do mniejszego zainteresowania nią.

Konsekwencje osłabienia więzi

Utrata więzi z naturą jest uznawana za jedną z głównych przyczyn obecnego kryzysu środowiskowego. Gdy ludzie czują się mniej związani z przyrodą, rzadziej podejmują działania na rzecz jej ochrony, takie jak segregacja odpadów czy wspieranie polityki ekologicznej. Intergovernmental Science-Policy Platform on Biodiversity and Ecosystem Services (IPBES) podkreśla, że więź z naturą jest kluczowa dla zrównoważonego rozwoju i walki z utratą bioróżnorodności.

Skutki psychiczne są równie poważne. Badania pokazują, że kontakt z naturą poprawia samopoczucie, redukuje stres i wspiera zdrowie psychiczne. Tymczasem mieszkańcy miast, odcięci od zielonych przestrzeni, częściej zmagają się z poczuciem alienacji, lękiem i depresją. W Sheffield, gdzie mieszkańcy spędzają w naturze mniej niż 5 minut dziennie, obserwuje się wyższy poziom stresu w porównaniu do obszarów wiejskich.

Słabsza więź z naturą wpływa także na kulturę i tożsamość. Zanik słów związanych z przyrodą w literaturze i codziennym języku świadczy o utracie wspólnego dziedzictwa, które kiedyś łączyło ludzi z ich otoczeniem. Jak zauważa Richardson, „kiedy tracimy naturę, tracimy część siebie”.

Co działa, a co nie?

Kampanie proekologiczne, takie jak #30DaysWild organizowane przez Wildlife Trusts, mają pozytywny wpływ na samopoczucie, ale nie zatrzymują długoterminowego spadku więzi z naturą. Richardson podkreśla, że takie inicjatywy, choć cenne, działają głównie na poziomie indywidualnym i nie rozwiązują problemu systemowego, jakim jest intergeneracyjna utrata zainteresowania przyrodą.

Najskuteczniejszym rozwiązaniem, według badania, jest wczesne wprowadzanie dzieci w kontakt z naturą, np. przez leśne przedszkola (*forest school nurseries*). Dzieci rodzą się z naturalną fascynacją przyrodą – w 1800 roku i dziś są tak samo ciekawe ptaków czy kwiatów. Kluczowe jest utrzymanie tej ciekawości poprzez edukację i codzienne doświadczenia. Richardson apeluje: „Nie odłączajmy dzieci od natury”.

Równie ważne jest radykalne zazielenienie miast. Zwiększenie biodiverse przestrzeni zielonych o 30% może wydawać się ambitne, ale model Richardsona sugeruje, że potrzeba aż 10-krotnego wzrostu zieleni, by odwrócić trend. Oznacza to tworzenie parków, zielonych korytarzy i dachów obsadzonych roślinami, które umożliwią codzienny kontakt z naturą.

Ile czasu potrzebujemy w naturze?

Współczesny mieszkaniec miasta, jak pokazują dane z Sheffield, spędza średnio zaledwie 4 minuty i 36 sekund dziennie w otoczeniu naturalnym. To dramatycznie mało w porównaniu z XIX wiekiem, gdy kontakt z przyrodą był codziennością. Badania wskazują, że zwiększenie tego czasu do 40 minut dziennie może znacząco poprawić zdrowie psychiczne i wzmocnić więź z naturą.

Te 40 minut nie wymaga wypraw w dzicz – wystarczy spacer w parku, obserwacja ptaków z balkonu czy dotykanie mchu na murku. Kluczowe jest świadome zaangażowanie, czyli „bycie obecnym” w naturze, a nie tylko przechodzenie obok niej. Richardson podkreśla, że regularne, nawet krótkie interakcje z przyrodą budują trwałą relację, która z czasem staje się nawykiem. Wprowadzenie takich zmian wymaga jednak wsparcia systemowego – od urbanistów, którzy projektują zielone miasta, po szkoły, które integrują naturę z edukacją. W krajach takich jak Finlandia leśne przedszkola są standardem, a dzieci spędzają godziny na dworze, niezależnie od pogody. Polska, choć ma tradycję harcerstwa i obozów w naturze, wciąż potrzebuje takich inicjatyw na większą skalę.

Światełko nadziei

Mimo ponurych wniosków, badanie Richardsona daje powody do optymizmu. Po szczytowym spadku w 1990 roku (60,6%) użycie słów związanych z naturą w literaturze wzrosło, a obecny spadek wynosi 52,4%. Może to wskazywać na rosnącą świadomość ekologiczną, popularność literatury przyrodniczej czy zainteresowanie duchowością, które przywraca naturę do naszej wyobraźni.

Innym pozytywnym sygnałem jest fakt, że nawet niewielki wzrost kontaktu z naturą może wywołać efekt „śnieżnej kuli”. Model Richardsona pokazuje, że jeśli wprowadzimy zmiany w edukacji i urbanistyce w ciągu najbliższych 25 lat, więź z naturą może stać się samopodtrzymująca. Przykłady takie jak miejskie ogrody w Derby czy programy „nature prescriptions” w Wielkiej Brytanii dowodzą, że małe kroki prowadzą do dużych zmian.

Społeczności tubylcze, które nadal utrzymują silną więź z naturą, są inspiracją dla reszty świata. Ich podejście, oparte na szacunku i codziennym kontakcie z przyrodą, pokazuje, że odbudowa relacji jest możliwa. Jak mówi Richardson, „obecny poziom więzi jest tak niski, że nawet niewielkie zmiany mogą mieć ogromny wpływ”.

Podłącz się do źródła najważniejszych informacji z rynku energii i przemysłu