Koszenie trawników, dla jednych symbol porządku, dla innych strata dla przyrody, stało się tematem gorącej debaty w obliczu zmian klimatycznych i utraty bioróżnorodności. Dr Małgorzata Stanek z Instytutu Botaniki PAN przekonuje, że ograniczenie koszenia może przekształcić miejskie trawniki w sojusznika zdrowych miast, wspierając glebę, zapylacze i retencję wody.
Projekt „ToBeLawn”, realizowany przez Instytut Botaniki PAN we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim, Uniwersytetem Śląskim i służbami zieleni miejskiej, to jedno z najbardziej kompleksowych badań nad wpływem koszenia na miejskie trawniki. W ciągu dwóch sezonów (2023–2024) naukowcy w Krakowie i Katowicach testowali trzy modele koszenia: intensywne (sześć razy w sezonie), umiarkowane (trzy razy) i minimalne (raz w sezonie). Analizowano nie tylko roślinność, ale także glebę – jej wilgotność, skład chemiczny, poziom zanieczyszczeń i aktywność mikroorganizmów.
Wyniki badań są jednoznaczne: minimalne koszenie – raz w roku – przynosi największe korzyści dla środowiska. Trawniki koszone rzadziej zatrzymują więcej wilgoci, co jest kluczowe w obliczu coraz częstszych susz. Gleba staje się bogatsza w próchnicę, lepiej pochłania zanieczyszczenia, takie jak metale ciężkie, i wspiera większą różnorodność roślin. „ToBeLawn” wykazało, że na trawnikach koszonych raz w sezonie liczba gatunków roślin wzrosła o 30%, a obecność kwitnących roślin przyciągała więcej zapylaczy, takich jak pszczoły i motyle. Dr Stanek podkreśla: „Rzadkie koszenie to inwestycja w zdrowie ekosystemu, który jest podstawą życia w miastach”.
Dlaczego częste koszenie szkodzi?
Częste koszenie, choć estetyczne, ma negatywny wpływ na miejskie ekosystemy. Regularne ścinanie trawy zmniejsza ilość biomasy, czyli organicznego materiału, który trafia do gleby i wspiera jej żyzność. Mniejsza ilość biomasy oznacza mniej próchnicy, co prowadzi do uboższej gleby. Taka gleba gorzej magazynuje wodę, jest bardziej podatna na erozję i mniej odporna na ekstremalne zjawiska pogodowe, takie jak susze czy ulewy. W efekcie trawniki stają się bardziej wymagające – potrzebują regularnego nawożenia, podlewania i dosiewania, co zwiększa koszty utrzymania i obciąża środowisko.
Częste koszenie ma również negatywny wpływ na bioróżnorodność. Trawniki przycinane co tydzień lub dwa tracą zdolność do wspierania kwitnących roślin, które są źródłem pożywienia dla zapylaczy. Jak zauważa dr Stanek, „monokulturowe trawniki to pustynia dla owadów – brak kwiatów oznacza brak pszczół, motyli i innych kluczowych elementów łańcucha troficznego”. W miastach, gdzie zielone przestrzenie są ograniczone, utrata zapylaczy może zaburzyć cały ekosystem, wpływając na ptaki, drobne ssaki i zdrowie gleby.
Korzyści z rzadkiego koszenia
Ograniczenie koszenia przynosi wymierne korzyści dla środowiska i mieszkańców miast. Badania „ToBeLawn” pokazały, że trawniki koszone raz lub dwa razy w sezonie stają się bardziej zróżnicowane pod względem roślinności. Pojawiają się na nich gatunki takie jak koniczyna, mniszek lekarski czy stokrotki, które nie tylko przyciągają zapylacze, ale także poprawiają strukturę gleby. Korzenie tych roślin pomagają zatrzymać wilgoć, chroniąc trawnik przed przesuszeniem w czasie upałów. W 2024 roku trawniki koszone raz w sezonie w Krakowie zachowały o 20% więcej wilgoci niż te koszone sześć razy.
Rzadkie koszenie wspiera także mikroorganizmy glebowe, które odgrywają kluczową rolę w rozkładzie materii organicznej i oczyszczaniu gleby z zanieczyszczeń. Zdrowa gleba lepiej radzi sobie z pochłanianiem dwutlenku węgla, co przyczynia się do łagodzenia zmian klimatycznych. Ponadto trawniki pozostawione w bardziej naturalnym stanie są mniej podatne na erozję, co jest szczególnie ważne w miastach, gdzie ulewne deszcze mogą powodować spływ wody i powodzie.
Jak kosić z głową?
Choć minimalne koszenie przynosi korzyści ekologiczne, nie zawsze jest możliwe w miastach, gdzie trawniki pełnią funkcje praktyczne i estetyczne. Przy ruchliwych drogach niska trawa zapewnia widoczność kierowcom, a w parkach mieszkańcy oczekują przestrzeni do rekreacji. Dr Stanek proponuje podejście kompromisowe: 2–3 koszenia w sezonie w połączeniu ze strefowym zarządzaniem zielenią. Część trawników, szczególnie w centralnych obszarach parków czy przy ulicach, może być utrzymywana „na krótko”, podczas gdy inne obszary – na przykład w mniej uczęszczanych częściach parków lub wzdłuż rzek – mogą być pozostawione w stanie bardziej dzikim, tworząc miejskie łąki.
Takie podejście zyskuje popularność w Europie. W Londynie, Berlinie i Wiedniu władze miejskie tworzą „dzikie strefy”, gdzie trawniki są koszone raz lub dwa razy w roku, wspierając bioróżnorodność i retencję wody. W Polsce pionierami są Kraków i Katowice, gdzie projekt „ToBeLawn” inspiruje zmiany w polityce miejskiej.
Trawniki a zmiany klimatyczne
Kryzys klimatyczny sprawia, że zmiana podejścia do koszenia trawników staje się koniecznością. Europa zmaga się z coraz częstszymi suszami i ulewnymi deszczami, które destabilizują ekosystemy miejskie. Jak pokazują dane Copernicus Climate Change Service, lato 2025 roku było jednym z najsuchszych w historii, z rekordowo niskimi poziomami rzek, takich jak Wisła czy Tamiza. W takich warunkach trawniki, które zatrzymują wilgoć i wspierają bioróżnorodność, mogą odegrać kluczową rolę w łagodzeniu skutków zmian klimatycznych.
Rzadkie koszenie pomaga miastom przygotować się na ekstremalne zjawiska pogodowe. Zdrowa gleba lepiej wchłania wodę podczas ulew, zmniejszając ryzyko powodzi, a w czasie suszy dłużej utrzymuje wilgoć, wspierając roślinność i mikroorganizmy. Co więcej, miejskie łąki przyciągają zapylacze, które są niezbędne dla produkcji żywności – w Europie 80% upraw zależy od owadów zapylających. W obliczu globalnego spadku populacji pszczół i motyli, trawniki mogą stać się ich azylem.
Źródło: Nauka w Polsce